Dziś publikuję sesję, która w zamyśle miała być zupełnie inną sesją:) Na Ewę i Bartka obdarowanych przez rodzinę voucherem sesyjnym miałam zupełnie inny pomysł. Po krótkiej rozmowie klarowała się wizja poślubnej sesji realizowanej na wysokościach. Wieżowiec, kamienica, wherever, ale sesja na dachu:) Nie mogłam się doczekać tego wyzwania i tak sobie czekałam, czekałam, aż pewnego dnia napisała do mnie Ewa, że ich sesja będzie już w trójkę, musieliśmy zatem zniżyć się do poziomu zerowego:) Straciłam rachubę, ile razy to przekładaliśmy i istniała obawa, że przez względy medyczne nie uda się nam w ogóle zdjęć zrobić. Na szczęście, gdy wszystko było już w miarę bezpieczne, mogliśmy spotkać się w domu przyszłych rodziców. W ciszy i błogości zatrzymywałam w kadrze ich najpiękniejszy czas oczekiwania. Zaczęliśmy, gdy jeszcze świeciło delikatnie zza chmur słońce, skończyliśmy wieczorem, tak nas pochłonęła rozmowa i beza, która została wyciągnięta na stół w bodajże 3dzień mojej diety. No i jak tu być twardym, nie da się proszę Państwa:) Swoją drogą, miałam zwieńczyć ten wpis adnotacją o wdzianku z pierwszego zdjęcia, iż jest dumnie noszone przez Maję, ale dowiedziałam się, że dziewczę pogardziło stylówką i tylko skarpecioszki się wpasowały:)

error: Content is protected !!