Najpierw były małe wycieczki po bezdrożach, potem zaręczyny na jednej z małopolskich polanek, a finał w Urzędzie Stanu Cywilnego w Andrychowie. Wiktoria i Łukasz mieszkają w Krakowie, ale do ich pierwszego spotkania doszło właśnie w rodzinnym Andrychowie, z którego oboje pochodzą. Spotkanie, miało odbyć się w większym gronie, tak na prawdę zostało sprytnie zainicjowane przez przyjaciółkę, a jak to się dalej potoczyło, już wiemy:) Posiadaczka kotów i wielbiciel gadów, a także właściciel kilku węży przyznają, że miłość do zwierząt jest ważnym akcentem ich życia i podczas wesela nie mogło zabraknąć gestu w postaci puszek , z których datki wsparły jedno z krakowskich schronisk. Jak zdradzili, podczas planowania ślubu podzielili się obowiązkami. Ona kontaktowała się z większością usługodawców i ogarniała kwestie organizacyjne, on dał się ponieść swojej kreatywności w obmyślaniu choreografii oraz doboru muzyki na ich pierwszy taniec. Ja mogłam go podziwiać dużo wcześniej, bo w trakcie naszej narzeczeńskiej sesji. Przy chowającym się za horyzontem słońcu, na polance niedaleko domu, tej samej, gdzie miały miejsce ich zaręczyny – przećwiczyli kroki przy akompaniamencie migawki mojego aparatu. Już pod osłoną księżyca napisali do siebie kilka czułych słów na papierze, choć dyskretnie obserwując z boku, miałam świadomość, że to konkretne, długie listy:) Przeczytali je sobie w ogrodzie, na krótko przed błogosławieństwem w rodzinnym domu Wiktorii. Panowała w nim błoga cisza i przyjemny chłód, dający ukojenie w wyjątkowo upalnym i dusznym dniu, zaś na każdym kroku czuło się artystyczny klimat. Gdy ujrzałam pianino, muszelki na szafkach w klimacie vintage i dużo roślin, to oczka mi się zaświeciły i wiedziałam, że wyżyję się tutaj fotograficznie z detalami:)

Żeby jednak nie było tak prosto i spokojnie, los dorzucił do tego wyjątkowego dnia trochę smaczków, wtedy stresujących parę młodych, dziś pewnie będących powodem do śmiechu. W urzędzie do którego wszyscy pędzili już spóźnieni, okazało się, że ani pan młody, ani świadek nie zabrali dowodu osobistego. W planach był już kolejny ślub plenerowy, atmosfera zgęstniała, na szczęście nawrotka tam i z powrotem do domu nie zajęła więcej niż 10minut. Uff! Nieco dłużej zajął dojazd na wesele do Hotelu Łysoń w Inwałdzie, tym razem niespodzianka w postaci wypadku i zamkniętej drogi krajowej, przy której znajdował się hotel. To nie koniec niespodzianek tego dnia, ta jednak należała do kategorii przyjemnych i przyznam się, że wiedziałam o niej na długo przed ślubem. Mama Wiktorii zdradziła mi, że po wyjściu z urzędu na młodych będzie czekać ślubna karoca z końmi. Otoczenie hotelu, jakim był zamek oraz zwiewna sukienka Wiktorii w połączeniu z ich środkiem transportu sprawiły, iż miałam wrażenie, że przeniosłam się tego czerwcowego dnia do innej bajki. Ich bajki. Opowiem Wam ją takimi obrazkami.

Miejsce: Hotel Park Łysoń

Suknia ślubna: Cocktail Shock

Garnitur: Asmen

Dekoracja sali i fotobudka: Dekoracyjne Sztuczki

Bukiet: Kwiaciarnia Łucja Pająk

Makijaż: Gabriela Kosek

Tort: Paweł Sołtysiak

error: Content is protected !!