Kiedy w lutym zeszłego roku stanęłam po raz pierwszy przy wodospadzie, potocznie zwanym Wiślańską Niagarą, po cichu marzyła mi się realizacja sesji ślubnej w tym miejscu. I gdy Karolina z Łukaszem przymierzali się do poślubnych kadrów, jedną z inspiracji jakie im podesłałam, był właśnie wodospad w Wiśle. Jak się domyślacie, fanom górskich wędrówek w Beskidzie Śląskim pomysł bardzo się spodobał i zarezerwowaliśmy sobie w kalendarzu jedną z październikowych niedziel. To był bardzo intensywny miesiąc i modliłam się w głowie, by żaden deszcz nie przeszkodził nam w tych planach, bo ciężko byłoby o rezerwową datę. Tego dnia nie tylko nie padało, ale pięknie świeciło słońce, dając nam możliwość łapania jego ostatnich promieni wśród czerwonych i żółtych liści. Za te kolory absolutnie kocham październik. Od razu po przyjeździe do Wisły ruszyliśmy na zdjęcia przy wodospadzie, gdzie jak się okazało dwie inne pary także postanowiły tworzyć, na szczęście każdy idealnie wyczuł swoją porę przyjścia jeden po drugim:) Po zdjęciach przy wodospadzie oddaliśmy się spacerowi w pobliskim lesie, gdzie odkryliśmy coś na kształt quadowych ścieżek, a gdy słońce powoli znikało za horyzontem, pognaliśmy jeszcze do zapory na Jeziorze Czerniańskim, gdzie powstały ostatnie ujęcia. Później już było słodkie obżarstwo w mojej ulubionej Oro Food & Wine.