Pokonujesz strome i kręte drogi w lesie, aby tych zakochańców sfotografować w małopolskim zakątku.. po czym dowiadujesz się, że mieszkają na Górnym Śląsku, w tym samym mieście co ty:) Taka to historia z Anią i Andrzejem, którzy we wrześniu powiedzieli sobie magiczne TAK, a miesiąc później już na totalnym luzie stanęli ponownie przed obiektywem, a nawet napisali do siebie pod obstrzałem obiektywów miłosny list. Określenie sesja narzeczeńska ma się nijak w kontekście stanu cywilnego, więc słowo poślubna będzie chyba najbardziej adekwatne. Smaczku całości dodaje fakt, że była to jednocześnie sesja z tzw. stylizacyjnych, a o wszelką oprawę zadbali najlepsi. Kto? Na dole ściągawka:) Tymczasem zostawiam Was z kadrami pełnymi czułości Andrzeja, uroku Ani i radości psa Darwina.