Nie skłamię pisząc, że była to rodzinna sesja na ostatnich podrygach zimy. Niestety kiedy panowała ta właściwa i umawiałam się z Gabrysią na zimowe zdjęcia – jej synek Marcel lekko się przeziębił i sesję trzeba było przełożyć. Kolejny weekend również odpadł i wszystkie znaki na niebie wskazywały, że spotkamy się w drugiej połowie lutego. Jakieś takie mam szczęście w tym roku, że kiedy termin sesji już wyznaczony śnieg topnieje w ekspresowym tempie. W dniu sesji przybyłam wcześniej do Rudy Śląskiej, gdzie miałam spotkać się z Gabrysią, Marcelkiem i jego babcią. Plan był jeden, znaleźć gdziekolwiek resztki śniegu. Na celowniku był Park Kozioła, Dołki i okolice Zamku Rudzkiego. Obeszłam ten ostatni i odetchnęłam z ulgą, że mamy trochę białego. Mało, bo mało, ale kilka dni później, gdy tędy przejeżdżałam nie było absolutnie nic. Jeden sukces za mną, drugi to nadążyć za rozbrykanym chłopcem, który postanowił sobie, że zostanie przewodnikiem nas wszystkich, a przynajmniej prowadzącym w dość szybkim tempie grupę. Jeśli myślałam, że będzie prosto całą trójeczkę uchwycić w jednym miejscu to przekonałam się, że nie tym razem:) Obeszliśmy cały teren przyrodniczo-edukacyjny w parku, straciliśmy na moment z zasięgu wzroku śnieg na otwartej przestrzeni, potropiliśmy ptaszki, by ostatecznie wylądować na zjeżdżalni na placu zabaw. Jeszcze trochę gonitwy przy ruinach i spotkanie zostało zwieńczone zdjęciami w promieniach zachodzącego słońca. Marcelek próbował mnie przekonywać, że nie zmęczyła go ta wycieczka i na pewno nie pójdzie w nocy spać, ale jak się dowiedziałam zasnął wyjątkowo wcześnie:)